wtorek, 19 października 2010

Drobiazgi z zycia codziennego

      Mialam na dzis wiele planow, ale polowy zaniechalam z powodu temperatury. Wszystko, co wymaga dluzszej jazdy na rowerze albo chodzenia po Kariakoo musi poczekac. Pytanie tylko – jak dlugo, bo dopiero pazdziernik a najwieksze upaly przyjda w grudniu. Postanowilam dzis opisac kilka drobiazgow z codziennego zycia w Dar es Salaam.
      Jesli uda mi sie przespac poranne smodlitwy z meczetu, budza mnie ptaki, ktore mieszkaja na drzewach i krzewach za oknem. Mamy szczescie, ze nie przepedzily ich kruki, ktorych w Dar jest zatrzesienie. W restauracjach i barach kruki poluja na jedzenie, siadaja kilka metrow od celu, przygladaja sie talezom i kracza. Raz jeden poczestowal sie kawalkiem mojej salaty, choc wcale nie odeczlam od stolu. Zazwyczaj kradna, gdy nikt nie pilnuje. Wladze miasta placily nawet za przyniesienie ogona martwego kruka, ale ptaki wciaz maja sie dobrze.
      Kruki to miernik czystosci miasta. Im wiecej smieci, tym wiecej krukow. Dzis idac z ulica uslyszalam krakanie, zlecialo sie ich chyba pietnascie. Robia to zawsze, gdy jeden z nich zdycha. Faktycznie, na drodze lezal konajacy ptak a drugi probowal go dziobac. Nie znam sie na ich obyczajach, ale przypuszczam, ze probowal pozbyc sie slabego osobnika. Przejechal samochod i kruki schowaly sie na drzewie. Przechodzacy mezczyzna kopnal ledwo zywego ptaka.
        Nie ujmujac szarym wrobelkom, ktore bardzo lubie, za onem mozna zobaczyc kolorowe, egzotyczne gatunki. Nie przywyklam do tego, wiec cieszy mnie to ptactwo. Siadam rano z kawa w przedsionku i czekam na nie. Czasem zlatuja sie do krzaka bugenwilii, rosnacego przy domu. Bugenwila ma kwiaty w mocnych, soczystych kolorach – biskupim, rozowym, sa tez biale, lososiowe i bladorozowe. Kwitna wlasciwie bez przerwy ozdabiajac ulice i ogrody.
        Dzis poranny spokoj przerwalo stukanie w brame. Dwoch nieznajomych przyszlo nas poinformowac, ze w rurach jest woda. Brzmi to niedorzecznie. Tutaj z woda w kranie sprawa nie jest taka oczywista. Wiekszosc z domow, w tym nasz, wyposazona jest w zbiorniki, ktore napelnia sie co jakis czas (u nas raz na tydzien) woda przywozona przez cysterne. Zbiorniki sa glownie firmy Kiboko, co w swahili znaczy hipopotam. Slusznie, bo sa ciemne i pekate jak hipopotamy. Czasem jednak odkrecaja zawor i wode mozna napompowac z rur. Na jakich zasadach to wszystko dziala, nie mam pojecia. Wody z kranu absolutnie nie mozna pic, lepiej nie uzywac jej tez do gotowania zupy. Nie myje sie w niej rowniez warzyw, ktore zjadane sa bez gotowania. Mam specjalny chlor do dezynfekcji wody. Potem salata zalatuje troche wybielaczem, ale moze to lepsze niz ameba, cholera albo tyfus (oczywiscie dramatyzuje i ubarwiam). Wode pitna kupuje sie w plastikowych kilkunastolitrowych butelkach. Jest w kazdym sklepie.
        Najbardziej lubie robic zakupy w malych przydroznych sklepikach, w ktorych mozna kupic wiekszosc potrzebnych rzeczy. Sa tez supermarkety: indyjska siec Shrijee's i nie wiem skad pochodzaca Shopper's Plaza. Lubie tam chodzic, bo ze wzgledu na wielosc kultur w Dar, towary sa rowniez “kulturowo” zroznicowane. Cala alejke zajmuja indyjskie przyprawy i nieznane mi wczesniej rodzaje maki. Mleko kokosowe, kolendra, kardamon nie sa tu towarami niszowymi. Niszowe sa wedliny i sery. Mala paczka salami kosztuje ponad 10 zlotych, ser do smarowania kanapek Philadephia ok. 15 zl! Tego nie produkuje sie w Tanzanii, stad tak horrendalne ceny. Np. farba do wlosow L'Oreal kosztuje 50 zl. Kosmetyki do makijazu lepiej zabrac z kraju, zapas na wiele miesiecy, bo tu wiekszosc z marek jest niedostepna.
       Wszystko w Dar jest drogie, drozsze niz w europejskich stolicach. Rowniez wynajem. Pokoj w mieszkaniu w Slumville kosztuje 1200 zl za miesiac. Dom w dzielnicy Masaki w kiepskim stanie, z trzema sypialniami i salonem – 4500 zl miesiecznie plus oplaty za wode, prad i wywoz smieci. Cene oczywiscie podbija lokalizacja, bo Masaki to “Beverly Hills” Dar es Salaam, dzielnica zasiedlona glownie przez bialych, zabudowana willami i apartamentowcami. Tu tez jest Yacht Club i wiele dobrych restauracji. Tak, zycie w Dar jest absurdalnie drogie a jakosc uslug marna. To dziwny, nienaturalnie napompowany twor. Dlatego cenie sobie te male, przydrozne sklepiki albo zupelnie lokalne miejsca, jak Kariakoo czy centrum, gdzie zaopatruja sie miejscowi i mozna kupic rzeczy za rozsadna cene.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz