niedziela, 24 października 2010

Rolling Stones i fabryka czekolady

      Dzielnica Masaki lezy na polwyspie. Ocean, uwieziony miedzy dwoma skrawkami ladu jest tu spokojniejszy. Z brzegu widac nie horyzont, a lad – inna czesc miasta i polozone dalej miejscowosci. Jest cos, co tzakloca ten krajobraz. Kazdy, kto pierwszy raz patrzy na sasiedni brzeg nie moze nie zapytac: “A co to jest”. Intrygujacy, wrecz niepokojacy ksztalt, ktory kaze do siebie wraca i wpatrywac sie. Wpatruje sie wiec w zakrzywiona wieze otoczona kilkoma budynkami, choc juz wiem, ze to nie zlowrogie zamczysko ani nie tajemnicze laboratorium. To fabryka cementu. Jednak i w fabryce cementu moga dziac sie tajemnicze historie. Cementownia byla pierwowzorem fabryki czekolady w powiesci Roalda Dahla. Pisarz mieszkal w Dar es Salaam dwa lata, pracowal tu dla Shella.
Tajemnicza wieza

      Fabryka, prawie jak Gora Sw. Wiktorii w Prowansji ma wiele obicz. Widziana z daleka jest tajemnicza, z bliska, w pelnym sloncu troche traci swa moc by odzyskac ja po zmroku, gdy fabryczny szkielet oswietlaja zarowki - jedyne zrodlo swiatla w opustoszlaej okolicy.
Z fabryka sasiaduje dziwaczne miejsce, teren, z ktorego eksploatuje sie ziemie na potrzeby produkcji cementu. Nie byloby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby wyrobisko nie bylo zabudowane domami. Ziemie wybrano, domy zostawiono i teraz stercza na kilkumetrowych mini urwiskach. Z kazdego okna widac przepasc. Nie wiem, czy mieszkancy za kazdym razem musza sie do domu wspinac, czy spuszczac drabine. Domyslam sie, ze ktos tam wciaz mieszka, skoro domow nie zburzono.

Koniecznie w paski
      Wybralismy sie kiedys na wycieczke motorowka na przeciwlegly brzeg. Ja, Kapitan, Superkucharz (o nim jeszcze kiedys napisze), Pomocnik Superkucharza i Wspolokator.
 Jako jedyna dziewczyna bardzo chcialam byc za cos odpowiedzialna, wiec poprosilam Kapitana by dal mi zadanie. Mialam opuszczac i podnosic kotwice. W Tanzanii radykalne przyplywy i odplywy sa codziennie, krajobraz zmienia sie z godziny na godzine. Zostawiajac gdzies lodke trzeba o tym pamietac, bo mozna ja zastac na mieliznie albo daleko na wodzie. Kotwica byla ciezka i nabilam sobie wiele siniakow, ale zadanie wypelnilam. Zatrzymalismy sie w barze na polnocnej plazy. Bar prowadzi rastafarianin z Malawii. Rasta z wygladu, bo nie wiem czy z filozofii.

Licytator
     Siedzielismy na plazy , Suprkucharz piekl ryby kupione na targu polozonym w sasiedztwie. Dobiegal stamtad krzyk sprzedawcy prowadzacego aukcje. To nie Sotheby's. Mezczyzna mial zdarty glos i wrzeszczal bez ustanku przez kilkanascie minut. Gdy przyszlismy na targ, uslyszlam, jak zmodyfikowal swoj tekst. Pomiedzy niezrozumiale dla mnie slowa co chwiala wplatal “muzungu” (bialy), jakby nasze zainteresowanie rybami mialo podwyzszyc ich wartosc.

    Kapitan opowiadal wlasnie o swoich przygodach na Jamajce, gdzie mieszkal jako chlopiec, gdy na plaze przyszla Kobieta, ktora wspolprowadzi plazowy bar. Bardzo szczupla, okolo szczesdziesiatki, ubrana w jeansy, bawelniana bluzke o kroju modnym teraz w Europie i perlowy naszyjnik. Wyczucie mody rzadkie jak na miejsce odciete od sklepow i kolorowych czasopism. Pod czapka ukryla jasne wlosy. Uslyszala, ze mowa o Jamajce. Tez tam byla wiele lat temu. Odslonila tatuaz na przegubie dloni. “Bylam tam z tymi ludzmi” - powiedziala wskazujac na niezbyt udany rysunek otwartych ust z wystawionym jezykiem. “Rolling Stones???” - zareagowalam blyskawicznie. “To byly szlone czasy”...
Te dobre czasy zostawily gleboki slad w postaci zmarczek na jej twarzy. Troche zbyt glebokich jak na jej wiek. Kontrastowaly z lekkoscia jej figury i mlodzienczoscia. Mieszkala w wielu krajach – Indie, Tajlandia, USA, Francja, teraz prowadzi bar na odludziu na dziewiczej plazy w Tanzanii. Ma w sobie spokoj osoby, ktora wiele widziala i przezyla, choc czasem sie zastanawiam czy ten spokoj to pogodzenie czy wypalenie.

Sciemnia sie
       Zasiedzielismy sie. Zblizal sie zachod slonca. Ocean zaczal robic sie niespokojny. Doplynelismy do lodki (ja z asekuracja, bo slabo plywam i boje sie wody). Poszlam na dziob by podciagnac kotwice. Stracilam rownowage i zlapalam sie lodki w ostatniej chwili. Fale byly coraz wieksze. Wspolokator pomogl mi z kotwica i ruszylismy w droge. Na brzegu stali troche zaniepokojeni naszym poznym powrotem Rasta i Kobieta. Zmierzchalo. Minelismy fabryke cementu. Byla juz oswietlona zarowkmi. Zdalam sobie sprawe, jak daleko jestesmy i ze nie zdazymy przed zupelnym zmrokiem. Przypomnialam sobie, jak Kapitam mi opowiadal, ze raz wracal po zmroku i jakie to nieprzyjemne.
Lodka nie miala swiatel, niewiele bylo widac. Nagle silnik utknal w piasku. Stnelismy na mieliznie. Te tereny sa zdradliwe. Superkucharz, Pomocnik i Wspolokator musieli wejsc do wody by popchnac lodz. Kapitan nie tracil rezonu. Jakby nigdy nic wydawal polecenia. Ja siedzialam ubrana w kamizelke ratunkowa i nic nie mowilam. Balam sie. Bylo juz zupelnie ciemno. Jednym z niebezpieczenstw jest to, ze w ciemnosciach mozna uderzyc w lodke rybacka, malenka drewniana lupinke, ktora miejscowi wyplywaja w gleboki ocean. Rybak zapala mala swiatelko dopiero, gdy dotrze na miejsce polowu. Zarowka wabi krewetki i inne morskie stworzenia. Wytezalismy wiec wzrok, by w pore zauwazyc majaczae w ciemnosci ksztalty.

      Bylam zla na Kapitana i na cala ta wyprawe. Silnik znow utknal na mieliznie, zaloga musiala powtorzyc cala procedure z pchaniem lodzi. Wreszcie doplynelismy do Yacht Clubu. Dopiero w barze Kapitan przyznal, ze byl troche zaniepokojony podroza w ciemnosci.
Wieczorem, gdy zasypialam, przed oczami mialam falujacy ocean.


4 komentarze:

  1. Ja proszę o zdjęcie i czekam na następny wpis. Z Warszawy mówiła MO. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. A tak przy okazji: piękne tam światło - zupełnie inne niż w naszej okolicy. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, szczegolnie na polnocnej plazy dzieja sie niezwykle rzeczy ze swiatlem, spektakl po prostu!

    OdpowiedzUsuń